piątek, 22 listopada 2013

Motorowy kurcgalopek, znaczy pędem do kin!

Chwała!
Całkiem świeżo być się mi udało w kinie na filmie sportowym. Do tego opartym na historii powszechnie w mniejszych lub większych szczegółach znanej. Żeby było mało, amerykańskiej produkcji. Czyli wiadomo czego się można spodziewać, ot telewizyjne patrzadło na łykendowe przedpołudnie. Ale żeby od razu do kina na to iść?
Jeśli ktokolwiek tak pomyślał o podmiocie tego wpisu, ten ma rację. Iść to nie, ale lecieć, gnać, pędzić jak najbardziej potrzykroć tak! Bo to Film przez duże F. Historia rywalizacji opowiedziana tak, że jej znajomość nie przeszkadza. Podobnie jak nie przeszkadza brak pojęcia o wyścigach samochodowych, naprawdę nie trzeba być ich miłośnikiem, żeby narracja chwyciła za gardło, a dwie godziny zleciały nie wiadomo kiedy. Bardzo dobry scenariusz, sztuka aktorska na równie wysokim poziomie, wizualnie uczta dla ocząt, a jako sosik ocierająca się o geniusz ścieżka dźwiękowa. Nie mam się do czego przyczepić (choć oczywiście, dla urodzonych malkontentów nie ma niemożliwego ;)).
Natomiast mam nadzieję, że Szanowni Czytelnicy mi wybaczą powyższą laurkę, ale jako miłośnik F1 (aczkolwiek z racji wieku, ta rywalizacja znana mi tylko z przekazów, ja to już czasy Mansella i Piqueta, Prosta i Senny) oraz kinowych Opowieści szedłem do przybytku X muzy z oczekiwaniami sporymi i... z duszą na ramieniu, że film im nie sprosta. A tu jest lepiej niż w najśmielszych przypuszczeniach, benzyna, adrenalina i gitary. No sami powiedzcie czego chcieć więcej? (Dobra, dobra. Wiem. Miłośnicy żużla rzekną, że jawy ;))

sobota, 20 lipca 2013

Śladami siedemnastego Tytusa, czyli uczłowieczanie przez umuzykalnianie...

Chwała!
Wypadałoby od czasu do czasu, skoro się już tego bloga założyło, to coś w nim opublikować. O informatyce mi się nie chce, na filozofię za cienki Bolek, o polityce strach (tym bardziej, że będąc zaciekłym monarcho-imperialistą od kontrowersji się nie ucieknie) a na sporcie i medycynie to jednak wypadałoby się znać zanim się coś opublikuje (szczególnie w kraju trzydziestu paru milionów trenerów i lekarzy ;)). Tak więc padło na temat o którym mi się jednocześnie nie chce pisać, na który jestem za cienki, strach pisać i kompletnie się na nim nie znam. Znaczy o muzyce.
Mianowice, ponieważ nie wiadomo kiedy minęło już ponad pół tego roku, zrobię sobie ku utrapieniu P.T. Czytelników przegląd tegorocznych płyt które miałem okazję użyć jako oprawę wysiłku umysłowego zwanego wywiązywaniem się z zobowiązań wobec pracodawcy. Znaczy pod rzucanie mięchem, rzeźbieniem w g... i próbą mniej lub bardziej udaną sklecenia systemu potiomkinowskiego. Przegląd odbędzie się chronologicznie względem debiutu krążka na rynku (a nie debiutu krążka w moich uszach). No to lecim na Szczecin.

sobota, 13 lipca 2013

Słoiki w Stolicy, znaczy Confitura usmażona...

Chwała!
W poprzedni łykend, wraz z Szacownym Towarzystwem, udało się być po raz kolejny na warszawskiej konferencji Confitura. Niestety mus mi rozczarować Czytelników czekających na literacko rozbudowaną relację, gdyż w tym roku weny na wpisy nie starcza. Projekt którym od jakiegoś czasu zarabiam na życie doczesne pochłania wszelkie siły twórcze niczym ryż w solniczce wilgoć, więc mi się szczerze mówiąc rozpisywać nie chce.
Szacowne Towarzystwo i ja (fot. J. Laskowski)

czwartek, 25 kwietnia 2013

Tłumnego zgromadzenia edycja kolejna za nami - DevCrowd 2013 czas podsumować.

Chwała!
W ostatnią sobotę odbyła się kolejna edycja konferencji DevCrowd, wyjątkowo dla niepoznaki w Szczecinie ;). Wydarzenie ma już pewną, ugruntowaną pozycję i renomę w światku, więc na dwóch ścieżkach obejmujących 14 prelekcji przewinęło się ponad 150 osób z całej Polski, a nawet z zagranicy (dewizowcy ;)), co jest moim zdaniem wynikiem przyzwoitym. Była to pierwsza edycja pod nowym, światłym kierownictwem, ale jak zwykle dziewczęta i chłopaki z Naszego Jugu dali sobie radę perfekt. Ciężko się powtarzać, jak co roku o salach (ponownie WI PS), wiktuałach itd, bo to jak zwykle na wysokim poziomie, chciałbym jedynie pochwalić za drobne, acz świetne szczególiki:
  • Torby tekstylne na „zestawy upominków” - kiedyś spotkałem się z tym na Javarsovii ówczesnej, ale generalnie raczej dominują papierowe „jednorazówki”. Tekstylne rozwiązanie o wiele bardziej praktyczne, przynajmniej będzie można na zakupach w warzywniaku zareklamować Wydarzenie.
  • Ankiety z oceną rozdzieloną na ocenę tematyki i prelegenta. Że też nikt na to wcześniej nie wpadł. Przecież nie raz się zdarzało, że temat nie bardzo, ale prelegent wyciągał co się dało i jeszcze więcej (lub też niestety na odwrót) i tak jakoś zawsze wtedy problem jak ocenić. A tu, pach, i nie ma problemu.
  • Folderek z opisem prezentacji (a w nim odrywana agenda ze smyczą). Kapitalna sprawa, nie zawsze wszak pamiętamy, albo mamy sposobność sprawdzić na necie, na co tam mieliśmy teraz iść, a tak folderek z podorędzia... 
Co do prezentacji zaś. Właśnie. Tak się złożyło, że nie tylko to była pierwsza konferencja Nowego Kierownictwa, ale też pierwsza na której miałem przyjemność się produkować w roli prelegenta (i narażać się na marudzenia i wypominki takich pacykarzy jak ja sam ;)). Stąd też mam pewien problem z oceną i opisem bądź co bądź tej najważniejszej części konferencji. Otóż, nie jest wielką tajemnicą, że należę do osób mocno nieśmiałych, stąd też przed własnym wystąpieniem cały czas gdzieś w głowie już ta trema, ostatnie przygotowania i inne etcetery nie zbyt pozwalały się porwać wystąpieniom w całości, i wstyd się przyznać, ale od czasu do czasu gdzieś tam słuchanie jednym uchem się włączało. Dlatego też pokrótce jeno przelecę na czym byłem i jakie ogólne wrażenie zostało:
  • Prawo Javy Rafała Maludy całkiem przyjemne spojrzenie oczami prawnika na ten nasz wycinek świata IT, ze szczególnym uwzględnieniem historii i możliwych „alternatywnych” zakończeń czy też konsekwencji „otworzenia” Javy i konfliktu Oracle przeciw Google.
  • 6 rzeczy o których nie było na studiach Adama Dudczaka, to tak z perspektywy tych paru dni chyba najfajniejsza z prelekcji na których byłem. Mimo, że studentem nie jestem od ładnych kilku lat. Jednak zostało poruszonych parę kwestii, o których jednak gdzieś wciąż czasem się zapomina. Poza tym przydatna dla mnie z praktycznego punktu widzenia, bo ruszyły nasze warsztaty, których jestem jednym z „opiekunów”.
  • Najczęściej stosowane „wzorce” projektowe Bartka „Koziołka” Kuczyńskiego. Tu mam problem, chyba jakiś wyrzut adrenaliny czy co mi nastąpiło, bo pamiętam, co prawda, że mi się podobało. Ale dlaczego? Na pewno było sprawnie jeśli chodzi o „warsztat” prelegenta, ale treść... Coś się po głowie kołacze, ale cóż... Pozostaje mi nadzieję, że jak się będę próbował zapuszczać w maliny, to podświadomość zareaguje. 
  • Jak zwiększyć wydajność pracy Łukasza Kuczery. Szczerze mówiąc, chyba największe rozczarowanie. Po pierwsze, miałem wrażenie niedopracowania, nieprzemyślenia do końca, tak jakby Autor chciał za dużo po prostu. I jakoś całość gdzieś w pewnym momencie zrobiła się dość chaotyczna i męcząca, i w zasadzie w końcu nie wiem jak tą wydajność zwiększyć. Właściwie najważniejsza nau(cz)ka wyniesiona z niej, to to, że jak mapa myśli dla naszej prezentacji zaczyna się nie mieścić na slajdzie, to idziemy w złym kierunku ;)
  • Loudcloud Michała Gibowskiego - cóż... nie podobało mi się. Już pomijam fakt, że naturalnie ciężej mi było trzymać koncentrację, bo już za momencik, już za chwileczkę, ale jakoś nie mam poczucia, że prelegent zrobił dużo, żeby zaciekawić. Aż tak rozbudowane wstępy i przedstawianie Play! Framework i Scali można było sobie moim zdaniem darować. No i nie wiem, czy to trema, czy po prostu właściwość, ale hmmm... gestykulacja mocno rozpraszająca.
  • How secure your framework is? Łukasza Lenarta. Tu już na luziku i opadniętych emocjach (co swoją drogą też nie ułatwia prawidłowemu zachowaniu/odbiorowi) więc trochę stracony początek zanim koncentracja się odpaliła na nowo. Ale później bardzo fajnie o ciekawych dziurach, aż się boję pomyśleć czego w Firmie nie znaleźliśmy ;)
No i na koniec wrażenia z debiutu prelegenckiego. Może najpierw kilka słów wprowadzenia skąd w ogóle taki temat. Ano stąd, że mnie coś podkusiło zgłosić i nie licząc na akceptację ten temat jako swego rodzaju rezerwę. Akurat był pod ręką w planach na jugę, gdzie byłby swego rodzaju domknięciem wcześniejszych pogadanek o Groovy, Selenium i TestNg. Organizatorzy niestety postanowili zrobić mi niespodziankę i wybrali właśnie temat rezerwowy. No i trzeba było się pospieszyć, poprzycinać, poprzeredagować i generalnie przykroić na warunki konferencyjne. Stąd nie wszystko co by się chciało pokazane czy też poopowiadane. No i jakiegoś założonego kontekstu w głowach słuchaczy też mogło zabraknąć (no, inna kwestia czy jugowicze też coś jeszcze pamiętaliby ;)). Nie zmienia to oczywiście faktu, że słowo się rzekło, kobyłka u płota musi być.
Jak już wspomniałem nie należę do osób odważnych i śmiałych, ale bądźmy szczerzy, jak się chce zwalczać swoje strachy, trzeba im wyjść na przeciw. A gdzie może być lepsza k'temu okazja niż na „własnych śmieciach”? Tym bardziej, że wcześniej dzięki judze i informacjom zwrotnym po swoich wystąpieniach poczułem się jednak, że warto byłoby sprawdzić, czy jestem wstanie zrobić kolejny krok.
No więc spróbowałem, choć nie powiem, zdarzały się momenty przed godziną W, że myślałem sobie „na co ja się porwałem”. Trema, adrenalina, krawędź paniki, emocje, pełen mętlik w głowie jak przyszło się kurcgalopkiem montować na stanowisku. Do tego drobne problemy techniczne (z tego miejsca chciałbym podziękować jeszcze raz Maćkowi za użyczenie dodatkowej baterii, dzięki wielkie!) na sam początek. O Mamo! Ja chcę do domu! Ale wyjścia nie ma, jednak ktoś przyszedł posłuchać, nie wypada tak zawinąć się na pięcie. Z resztą co ja mówię ktoś. Kurde mol, Ktoś. Szacowna Publiczność. Panie i Panowie. Do tego Szanowni Goście, na widowni i Koziołek, i Jarek Ratajski, i Sebastian Pietrowski, i Adam Dudczak (o ile w tym afekcie dobrze rozpoznałem)... Ulala, a tu zaczynać trzeba. Dobra! Zbieram się w garść i zaczynam. Jakoś tak gdzieś nawijka leci trochę spoza mnie, ale tu pierwsze zaskoczenie, chyba nie gadam od rzeczy. Publika też nie ziewa jeszcze, nie jest najgorzej. No to zaszalejmy! Pytania! O żeż Ty w ząbek czesany... Miały być łatwiejsze... Szybka zagrywka na czas, jednym wątkiem kończymy aktualne zagadnienie, drugi procek w mózgu rozpaczliwie szuka odpowiedzi. Nic lepszego nie ma? Trudno, ognia, Rufusie! Chyba trafiony. Ha! I kto tu jest kozak! No to kto następny... A żeby Cię cholero... Zamienia się to w walkę o przetrwanie, ale prę do przodu, nawet chyba żarcik się udał jakiś, bo jakieś śmiechy słychać. Fajnie, chyba idzie sprawniej niż myślałem, to ich teraz zakasuję... Co? Czas? Jaki czas? Kończy się? A-ha... ŻE CO?! Niemożliwe, przecież ledwo co zacząłem! No trudno, dzięki za uwagę, jeszcze jakieś gadżety do rozdania, to na razie. Odcięcie...
...eee... dlaczego jakiś koleś nawija o jakimś strutsie? A gdzie ja jestem w ogóle? Jaki mamy dzień? Tak! Twierdzę kategorycznie, że to jest osioł!

sobota, 23 marca 2013

Oczko poszło, czyli wrażeń kilka z XXI spotkania Jugi

Chwała!
Nietypowo bo tym razem w środę (20 III) odbyło się pierwsze w tym roku spotkanie Jugi naszej kochanej. Jako samba sikoreczka wystąpiło zaś Spring Data - MongoDB. Prelegent, w osobie Maćka Walkowiaka, postanowił przybliżyć nam problem integracji MongoDB ze Springiem, co właśnie umożliwia wspomniane Spring Data. Tak więc po krótkim przypomnieniu/przybliżeniu zarówno Monga jak i ogólnie zagadnienia baz NoSql mogliśmy dowiedzieć się czym to jest SpringData, a następnie przejść już do podprojektu dedykowanego MongoDB. Dzięki temu mając jako taki obraz zagadnienia, można było wstępnie ocenić prezentowane rozwiązanie. Które to wygląda całkiem sympatycznie i wydaje się, że od strony programistycznej „pobawienie się” tym tandemem nie powinno być specjalnie przerażające.
Co do samej prezentacji, to było bardzo przyzwoicie, sprawnie, z sensem i jak już mam wskazywać jakieś minusy, to właściwie największym, choć nie jakimś straszliwie rażącym, były takie momenty, gdy prelegent tracił „płynność” wypowiedzi. Czyli nawijka, nawijka, wyczerpanie myśli/tematu/akapitu... krótka zwiecha... nawijka, nawijka... Trochę tak wyglądało nie tyle, że gubiony wątek był, tylko jak buforowanie w youtubie ;) Drugie co mnie osobiście raziło, to ilość barbaryzmów, ale raz, że to raczej w dyskusjach z widownią (i dotyczy obu stron), dwa, że cóż... ...przynajmniej jeszcze jakiś czas na scenie IT trzeba mi będzie się z tym pogodzić.
Na koniec więc zostaje mi jedynie zaprosić wszystkich P.T. Czytelników na następne spotkanie Jugi oraz na kolejną edycję Najlepszej We Wszechświecie Konferencji (z jak dobrze/źle* pójdzie moim premierowym udziałem prelegenckim).
* - niepotrzebne skreślić.